Na imprezie wszyscy chłopcy prosili mnie do tańca. Nawet ci najładniejsi i najbardziej popularni. Liczyłam. Podeszło do mnie dwunastu. Czułam się szczęśliwa. Wtedy byłam pewna, że robią to tak po prostu. Później jednak zdałam sobie sprawę, że musiało o coś chodzić. O jakiś zakład. Albo coś podobnego.
Internet nie przestaje być fascynującym źródłem energii życiowej. Energii do przelewania się z kąta w kąt.
Świat istnieje dzięki złączu wi-fi.
Rodzice nie dręczą mnie umyślnie. Robią to przypadkiem. Nie czyhają na mnie. Po prostu wciąż przypadkowo wpadają na trop jakiegoś przewinienia. Jakiejś drobnej nieszczerości. Nie ma ani kawałka mojego świata. Kawałki mojego świata rodzice nazywają kłamstwem. Chcą wiedzieć. Im więcej chcą wiedzieć, tym więcej chcę ukrywać. Po prostu mieć coś swojego.
Czasami, kiedy jestem w jakimś pomieszczeniu i słyszę, że ktoś kręci się w pobliżu, zamieram bez ruchu, siadam na podłodze, płaczę i czekam, aż ten ktoś odejdzie. Zwolni dla mnie miejsce. Przestanie mi grozić rozmową.
Płacze, a płacz porusza jej klatką piersiową. Doskonale wiem, jaki to jest płacz. Taki, który wyciska serce jak gąbkę i zabiera oddech. Taki, przy którym się wyje.
Nigdy nie byłam jakoś szczególnie przekonana o tym, że chcę żyć, ale właśnie zyskałam pewność, że nie chcę.
Wyglądał jak pizda w przebraniu metala.
Byłam z nim, chociaż mnie wkurwiał, zachowywał się jak cipa, myślał i działał wolno, nie miał poczucia humoru, czytał fantastykę, grał na komputerze, uwielbiał przemoc w łóżku, spał codziennie do 14.00 i beznadziejne całował.
Dla mnie komfort oznaczał możliwość milczenia bez wskazywania konkretnego powodu. Umiałam rozmawiać tylko poirytowanym tonem. Wolałam nie rozmawiać. Często przytulałam się […] po to, żeby nie musieć rozmawiać. Twarz wtulałam w jego klatkę piersiową, a usta trzymałam zamknięte. Zaciśnięte jak pięści.
Najpierw widzę w lustrze obojczyki. Potem żebra na dekolcie. Potem kości biodrowe. Nigdy nie widziałam nic tak pięknego, jak moje własne kości. Jestem znowu człowiekiem.
Denerwuje mnie w nim wszystko. Ton głosu, akcent, sposób poruszania się, to wszystko rozbija mnie na milion kawałeczków, potrafię już tylko na niego krzyczeć. On bardzo to przeżywa, ja wcale. Wiem, że kiedyś go kochałam, ale już tego nie pamiętam.
[…] przez większość czasu jestem smutny, a przez resztę czasu jestem smutny i wkurwiony.
Zakochuję się, chociaż nie chcę. Postanawiam, że nigdy się nie otworzę, nie zaufam, nie odkryję przed nim. Postanawiam tak, bo czuję, że tracę dystans. Tracę dystans do człowieka, który jest wystarczająco mądry, by mnie skrzywdzić.
Wcale nie chcę do niego wracać, ale wracam, bo jeśli nie wrócę, będę cały wieczór sama i smutna. A wolę być tylko smutna.
Jest wiosna i chyba wszyscy jesteśmy zakochani, a kiedy zajdzie słońce, mamy alkohol i narkotyki. Jesteśmy ciągle bezpieczni.
nie mam już ubrań, których ze mnie nie zdejmował.
On cały wygląda w moich oczach jak bite dziecko, które nosi wciąż ból blisko przy skórze.
Mówię, kocham cię. On mówi, no co ty, bez sensu, ja też cię trochę kocham. Mówi to w taki sposób, jakby rzucał mi ochłap.
Trochę się na siebie obrażamy, trochę jesteśmy szczęśliwi. W każdym razie on ciągle trzyma mnie za rękę. Jest dobrze. Jest dobrze.
Wiem, że zawsze, kiedy czegoś chcę, wystarczy trochę poczekać, żeby o tym zapomnieć.
Mówię, rozstańmy się. On mówi, nie. Mówimy to sobie co jakiś czas. Już wiem, że nigdy z nim nie zerwę. Wiem, że rozstaniemy się dopiero wtedy, kiedy on powie, że teraz.
Potrafię już tylko mieć pretensje, pisać długie, rzewne smsy i płakać. Potrafię już tylko czuć wstręt i mieć nadzieję, że będzie jak kiedyś. Potrafię już tylko być zazdrosna i czekać na gorsze.
Seks łączy nas na chwilę, na stałe łączy nas żal.
Życie studenta to tworzenie kontekstu do wzajemnego uśmiechania się do siebie.
Płaczę od smutnych piosenek, płaczę ze złości, ze wzruszenia, z nudów. Mam w sobie tyle łez, że gdybym mogła, płakałabym całą powierzchnią skóry.
Polub cytaty z tej książki:
ten pierwszt cytat najbardziej mi się podoba :)
OdpowiedzUsuń