To miała być historia drogi, rozpędzonej autostrady, wiatru, uśmiechów i potu. Ostatnia miłość w wieku niewinności, historia jak z perłowo-złotej płyty dvd, limitowana edycja życia [...].
[...] bałem się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich złotówkach, dylematach - cola czy chleb.
Nabroiłem.
A wszystko zaczęło się od tego, że się zakochałem.
Zakochałem się jakieś dwa, trzy tygodnie temu, o trzynastej dwadzieścia.
Mam siłę tylko jeszcze bardziej się zakochiwać - całe otoczenie spycha mnie w tym kierunku.
[...] jestem bezradny, jestem jak organiczna definicja angielskiego słówka „pathetic", jestem jak podstarzały Donnie Darko, jestem potencjalnym samobójcą z miłości przez utopienie, jestem jak otwarta czakra, cieknący kran i krwawiący nos.
[...] przecież nie można tak po prostu iść do roboty dopóki w domu czekają ziemniaki, wieprzowina, kablówka i mama.
Przecież jesteśmy poważnymi ludźmi. Trzeba było zdruzgotać się alkoholem. Poruchać. Zrzygać się w żywopłot. Sukcesy się celebruje, zwłaszcza te zdobyte ciężką pracą.
Chciałem amatorskiego pornosa bez kamer, za to ze skarpetkami na nogach i tabletkami na ból głowy następnego dnia.
[...] testosteron, który długo nie znajduje ujścia jest kwaśny i zakisły, pachnie zepsutą serwatką, jego właściciel ma w sobie coś z trupa i tym samym ofiara musi być odrobinę nekrofilem, aby doszło do czegokolwiek.
Relacja ojciec - córka. Córeczko, tak, życie czasami bywa takie, że chłopcy są źli, a dziewczynki pierdolą się z innymi chłopcami, córeczko, tak, świat jest taki, że wszyscy tak naprawdę tylko czyhają na pieniądze, nie ma przyjaźni, córeczko, tylko my, sami, ocean, Bóg i kosmos. Ja przeszedłem przez to wszystko, wyżłobiło mi to bruzdy na plegarach, teraz jestem mądrym i starym opiekunem. Cynicznym senseiem z wielką pałą.
[...] chciałbym spędzić z nią resztę mojego życia, nawet jeśli miałbym żyć jeszcze tylko kwadrans [...].
Śni mi się ona, co było łatwe do przewidzenia, podświadomość próbuje wyrzygać ją jak obiad z zepsutego mięsa, stawiając mnie z nią w dziesiątkach konfiguracji.
Muszę umyć zęby, czuję się tak, jakbym nie robił tego nigdy w życiu; na języku mam posmak trupa, podniebienie jest wysmarowane towotem, żrąca smoła zmieszana ze spirytusem osiadła mi na migdałkach.
Związek z Moją Byłą Kobietą powoli wykluł się ze sterty śmieci [...]. Nie było w tym olśnienia ani pieprznięcia, które tak naprawdę jest jakimś zbiorowym marzeniem; raczej pasywne poddanie się konieczności.
Z oczu bije mu wyraźny, biały neon z napisem: Pierdolisz Piękne Farmazony.
Czuję się sam ze sobą jak pojeb [...].
Witaj w królestwie rzeczy nieracjonalnych, w odrzuconym scenariuszu dla kanału Romantica.
No bo czy masz jeszcze prawo uważać się za osobę poczytalną, gdy zaczynasz robić rzeczy, których tak naprawdę nie chcesz, a z drugiej strony nikt też nie wydał ci żadnego polecenia?
Ktoś zrobił jej zastrzyk z piękna, ze skroplonych cukierków z kardamonem [...].
Było warto oszaleć dla tych uszytych z pozłacanej waty sekund.
Wygląda najpiękniej na świecie, wciąż, od teraz, od sekundy, od zawsze.
[…] wiesz, kto jest po drugiej stronie kabla, Marysiu? Dawid Humbert, zły człowiek, ma zakrzepłą na pazurach krew i niemyte od miesiąca włosy.
Kocham cię. Przestań istnieć.
Wyobrażałem ją sobie, jak budujemy razem norę, przyszywamy do ścian i zasłon ślady bycia razem, jak ona nurza palce w farbie i przesuwa nimi po świeżo pomalowanej ścianie, a potem się śmieje.
Trzymam świat za łydki, bardzo mocno, tak, żeby nigdzie nie uciekł.
Nie umiesz przewidzieć przyszłości, ale normalnym jest, że istnieje logika przyczynowo-skutkowa, że nie ma czegoś takiego jak ekstremalnie zły pech, jak przeznaczenie, jak piątek trzynastego, że owszem, otacza cię układanka, ale pewne rzeczy po prostu nie powinny mieć miejsca. Niektóre zbieżności nie powinny mieć miejsca. Kurwa, nie żyjemy w tarocie.
Wiesz, jak tak myślę, że prędzej czy później nadszedłby taki moment, że już nigdy więcej byśmy się nie spotkali.
Przecież ona już doskonale wie, kim jestem. Przecież zna mnie na wylot. [...] Wie, że nigdy w życiu nie zrobiłbym jej żadnej krzywdy.
Przysięgam, że nigdy w życiu, ale to nigdy, aż do końca pierdolonego świata, przez wszystkie starości i młodości, przez wszystkie śmierci i narodziny, przez wszystkie gówno warte inicjacje i zakończenia, przysięgam na Veddera, Jezusa, Kapitana Planetę, Ojca, na wszystkie momenty, w których zrywał - budził mnie - zastanawiał, ten delikatny szept Czegoś Więcej, oddech Przeżycia, smak Przyszłego Wspomnienia, nieważne, czy było to podczas słuchania kaset, oglądania seriali, imprezowych agonii, obejmowania, ruchania, patrzenia, myślenia - przysięgam, że nigdy w życiu jej nie opuszczę.
[...] to strasznie zabawne wymyślać historyjki na swój temat, pakować je w jakieś absurdalne szczegóły i komuś sprzedawać.
Proszę, i tak wykrwawię się zaraz na śmierć, więc po co, ty chudy, mały, blady morderco, Charlesie Mansonie z gimnazjum, po co, skoro mam już dwadzieścia ran kłutych, dostaję jeszcze jedną?
Wyciągam papierosy, idealny zabijacz każdego smaku, smak jest przecież zbędny.
[...] w każdym otwiera się tunel potrzeb, wysyłanie serii żarliwych próśb, aby w twoim życiu stało się coś, co naprawdę zapamiętasz, i aby było to rzeczywiste, dotykowe, z całą gamą zmysłów. Żebyś naprawdę kochał, przeżywał, upijał się, zarażał wysypkami, nabawiał raka skóry i gubił dokumenty. I to nie chodzi o nabicie serii punktów doświadczenia, o kolekcjonowanie przeżyć. Tu chodzi o jedno prawdziwe tąpnięcie.
Nie dać się nabierać więcej serialom, w których zapchane świeżymi tamponami dziewczyny grają w siatkówkę razem z wysmarowanymi brązową szpachlówką chłopcami, w których nawet piasek ma wstrzyknięty botoks, najebka jest po jednym piwie imbirowym, a zamiast spermy z fiutów wylatują wiązanki chabrów i ciała astralne.
Bo chcę z tobą poprzebywać. Jeszcze parę dni. Za wszelką cenę. Pomimo że mnie bez przerwy okłamujesz. W sumie, to okłamuj mnie dalej. Wciskaj mi najgorszy kit na świecie. Nie chcę nic oprócz twoich farmazonów. Oprócz twoich bajek. Oprócz twojego udawania dorosłej. Szukania dziury w całym. Pragnę, byś mnie bez przerwy wkurwiała.
Chodź, połóż się obok, zresztą, po co się kochać, chcę cię rozebrać do naga, patrzeć na twoje piersi i biodra, jak skóra napina się na kostkach, jak bieleje ci i czerwienieje na zmianę splot słoneczny. Zresztą, chodź się kochać.
Kurwa, to nie tylko szaleniec. To po prostu debil.
O piątej rano nadal chciałem się zabić; nienawidziłem siebie doszczętnie przez moją antymęskość, zasmarkaną chłopcowatość w brudnych majtach. Chowałem głowę w dłoniach, smarkając w palce, albo tępo patrzyłem przed siebie, gdy już zmęczył mi się nos.
To delikatny wstęp do czucia się najgorzej w życiu.
[...] usta tej kobiety muszą smakować jak zupa ze stołówki.
Przez chwilę byłem zaklinowaną w tym pinballu kulką, ktoś jednak znowu bardzo mocno pierdolnął o bandę. Ahoj, przygodo.
Dymanie pod kołdrą, po ciemku, wiesz, w niedzielę do kościoła, zakrywanie dzieciom oczu jak się suszą majtki na kaloryferze, a z drugiej strony wiesz, szesnastoletnie ciąże, siedemnastoletnie śluby.
Ta kobieta stoi za ladą, w której niczym stare kotlety w barze dworcowym są powystawiane moje pragnienia, marzenia i potrzeby, i mówi: „niestety, nie może pan być mi winien dziesięciu groszy. Nie sprzedam panu nic".
Chwila milczenia i takie westchnięcie w stylu eeee, gdy chcesz powiedzieć albo coś bardzo ważnego, i przejdzie ci to przez gardło tylko przebrane w kostium banału, albo gdy po prostu chcesz stwierdzić „do dupy z tym życiem".
Tacy jak on, oni się rodzą, by być na schowanych pod bielizną zdjęciach. Oglądanych wieczorem, gdy męża nie ma w domu.
Gdybać to sobie można, ale gówno to komukolwiek dało, wybacz moją łacinę.
Dajcie mi tyle piwa, żebym mógł wyszczać swoje serce.
Jest zsyntetyzowaną kompilacją wszystkich cech, które uważam za pojebane.
Moja piękna, niosłem ci szklaną różę w zębach, ale pokaleczyłem sobie dziąsła.
Biorę ją do siebie. Coraz bliżej. Pssssyt. Całuję ją. Powoli. Drobnie. W drobne usta. Wyrywam drobinki smaku. Smakuje jak krem. Nie chcę już wywalać z siebie jej języka, myć po nim zębów, chcę, żeby ten język wlazł mi w przełyk, aż do żołądka, i odkaził duszę. Bliżej. Jeszcze.
[...] spychałem fiuta do piwnicy mózgu, bojąc się tego, że jeśli ją rozbiorę, to jakbym zabrał ją samemu sobie; że naga, pode mną lub siedząca na mnie będzie już tylko dziewczyną, tylko seksem, tylko biologią, zabawą w siusiaka i cipkę, tylko kolejnym punktem doświadczenia, zamieni się po prostu w kolejną zdobycz [...].
Kochać się z tobą tak, jakbym miał cię ochronić i wyleczyć. Wdmuchać ci do ust wieczność. Wiesz, to jest to coś w seksie, z czego zdaje sobie sprawę może jedna setna procenta osób - to jest tak, że chcę cię mieć, chcę, żebyś miała mnie i chcę, żebyśmy byli wspólnie święci - jakby ktoś zlutował nas w jeden stop.
To jakieś muzeum estetycznej śmierci, pawilon martwych pragnień.
Jestem kawałem chuja, i mogę kochać tylko jedną osobę jednocześnie, nawet gdyby cała reszta przynosiła mi pliki banknotów i mówiąc, smarowała mi uszy słodką herbatą.
[...] potrafi już tylko fotografować otoczenie przekrwionymi oczyma, cedzić na jego temat oczywistości, coraz bardziej się na nie zamykać i czekać, aż zatrują go jego własne, wydzielane wraz z śliną toksyny.
Nie zostawię jej [...]. Nie ma takiej możliwości. Nie dzisiaj, nie teraz, i w ogóle nigdy.
Nie mam zamiaru być twoim ładnym wspomnieniem, ogrzewającym cię w zimie życia.
Świat jednak jest nasz. Dzięki za informację, mała. Bo teraz, jakkolwiek głupio to brzmi, jak bardzo nie jest ukradzione z polskich niby-rockowych kompaktów, to do cholery, nie ma już góry, na którą nie moglibyśmy wbiec. Jesteśmy wyciągniętymi środkowymi palcami o identycznych liniach papilarnych, wbitymi w samo centrum tego śmieciowiska. I tylko my jesteśmy prawdziwi. Uwierz mi.
[...] po prostu jest tak, jak naprawdę miało być.
Stanie się coś naprawdę niedobrego, to wisi nade mną jak kowadło nad postacią z kreskówki, ale wdycham ten róż, który naświetla nas, uspokój się, twoja karma jest na szczycie, żyjesz w zdjęciu z wakacji, więc się uspokój.
Przecież kobieta tego gościa musi mieć piersi DD i skórę jak wilgotna guma o kolorze cynamonu. Do tego falę blond włosów, ubrania, które za miesiąc będą w dwustustronicowych, zafoliowanych magazynach i ten rodzaj autyzmu, który objawia się geniuszem w jednej tylko czynności.
Wtula się, bo w końcu zrozumiała, co to znaczy, że ktoś mógłby się za nią dać publicznie rozstrzelać.
Ej, bądź kowbojem, i powiedz do niej "kotku".
Wyobraź sobie najpiękniejszą klatkę piersiową, jaką może mieć istota zbudowana na atomach węgla. Wyobraź sobie, tylko tyle ci pozostało - ja mam to na żywo, frajerze.
Przeszła kurs przygotowawczy do bycia piękną suką i wyszła z niego z wyróżnieniem, dyplomem z różową bransoletką jako prezentem dla prymuski.
[...] to w ogóle nie jest racjonalne, to się stanie, ale ona tego nie chce, to nie jest Jej decyzja. To jakieś ugotowane na alkoholu targnięcie cipki. Nie słuchaj tego, nie ciesz się tym, wiesz, o co chodzi, nie dostrzegaj tego, bo wszystko zepsujesz. Kurwa, zrób to wtedy, gdy będziesz wiedział, że ona rano uśmiechnie się i da ci buziaka. Teraz - po prostu nie warto. Nie warto.
Kurwa jasna, jak bardzo, jak bardzo, ale to jak bardzo, jak katastrofalnie bardzo chcę się z nią teraz kochać.
Uciekajmy z tej pieprzonej szopki, wybierzmy najtańszy z cywilizowanych scenariuszy, znajdźmy czystą pościel, wannę, kupmy w dyskoncie najtańsze zapachowe świeczki, umyjmy się, wytrzeźwiejmy, wypijmy tylko butelkę bułgarskiego półwytrawnego za osiem złotych i wtedy to zróbmy, niech to trwa wieczność, i niech to będzie czymś większym niż seks i większym niż życie.
Ale zrobić to w tym namiocie, to jak zrzygać się na ołtarz.
Słuchaj, kochanie, to nie tak, kocham cię, kocham cię każdą swoją żyłą, każdym swoim włosem, obojgiem uszu i oczu, dziurkami nosa, skoliozą, paranoją, próchnicą, mózgiem, stopami, jesteś dla mnie wszystkim, klejnocie, góro cukru, kocham cię, [...] uciekajmy, mamy jakieś pieniądze, znajdźmy jakiś motel, kupmy odgrzewaną pizzę z mikrofali i frytki, a przede wszystkim dwie butelki wina, i wejdźmy do wanny, umyję cię, scałuję z ciebie wszystko, umyję cię, wytrę ręcznikiem, położę do łóżka, i zacznę całować, i mówić ci, opowiadać cały świat, całować cię w usta, szyję, nos, oczy, czoło, uszy, splot słoneczny, ręce, palce, paznokcie, łokcie, piersi, sutki, pępek, brzuch, kolana, stopy, knykcie, łydki, kostki, pachwiny, cipkę, duszę; obejmiesz mnie nogami i chuchniesz mi w twarz srebrem; zamienisz mnie w księcia; ja ciebie w kobietę; ty mnie w mężczyznę; zamienimy świat w lunapark; zło w mrożoną oranżadę; wojnę w popcorn; nienawiść w papierosa po obiedzie. Chodź, chodź, chodź, to nieprawda, ja jestem twoim chłopakiem, ja jestem twoim, i tu już wszystko się kończy, nie można obciąć więcej słów, bo gdy zabierzesz słowo twoim, zostaje ci jakaś niemożliwość, jak dwa plus dwa równa się pięć. Nie ma mnie bez ciebie.
[...] przystojny spranymi ciuchami i nieogoloną mordą, ale ma coś jeszcze - tego wydestylowanego diabła, który chowa mu się w oczach.
Było miło. Jak sobie tak pomyślę, to rzeczywiście było miło. Przez kilka głupich, przezroczystych, podartych już teraz na kawałeczki jak nieważne dokumenty, momentów.
[...] uczucie bycia przegranym dupkiem wraca falą wybuchu atomowego.
Wielka misko-popielniczka szeptała wierszyki o raku płuc.
Trzy godziny temu bardzo ładnie mi wytłumaczyła, powolnymi, wielokrotnie złożonymi zdaniami, że krzywdzimy się nawzajem, że tkwi między nami jakiś podstawowy konflikt [...].
Ja potrzebuję kogoś, kto się dla mnie poświęci.
Kogoś, kto naprawdę będzie miał siłę i ochotę, żeby wziąć mnie za pysk, nakarmić mnie, cicho, bez pasji, bezgłośnie; bezproblemowo, bez szumów i bez sprzężeń dla mnie żyć.
Może ona byłaby ze mną szczęśliwa. Może kiedyś. Ale chyba nie warto tego sprawdzać moim kosztem.
Wszystko, co miałeś do stracenia, wypadło ci z kieszeni, gdy leżałeś pijany na trawie, było w torbie, którą zostawiłeś w knajpie, zostawiłeś to w taksówce w jakimś mieście na drugim końcu Polski.
Straciłeś wszystko.
Głuche echo, które obija mi się po głowie - zabić, dorwać, zaszczuć, splugawić, kogokolwiek, cokolwiek, chyba siebie, frajerze.
Po tym co się stało, mogę się już tylko zestarzeć.
Pożegnałem się z nią na chłodno, połykając łzy i skruszone na pył od zaciskania zęby, machając jej na pożegnanie odklejoną od piwa etykietą.
[...] tak naprawdę nie jestem człowiekiem, daleko mi do jakiegokolwiek realnego bytu, jestem jakimś destylatem z najbardziej tandetnych teledysków o miłości, reklam Coca-Coli, sztucznie wzbudzonych przez kawałki Smashing Pumpkins potrzeb.
Kiedyś dojedziesz do granicy swojej głowy, a tam będzie wielki wodospad, drużyna koszykarska morskich Lewiatanów i podtrzymujący cały ten burdel na swojej skorupie dementywny żółw.
Wiem, że za karę po śmierci odrodzę się jako szyjąca adidasy, głodzona Chinka.
[...] wyciąga rękę w jego kierunku. On chwyta ją na chwilę, patrząc na nią wzrokiem pod tytułem: „nie dotknąłbym cię nawet kutasem kolegi".
Słyszę łzawą muzykę, podłożoną pod napis „The End". Scarlett spada ze schodów i łamie kostkę. Bohater Love story dostaje zatwardzenia. Romeo musi umrzeć.
Nawet w tym garniturze wygląda pan jak ostatnia dupa.
Wykąpmy się jeszcze raz w tych spranych gestach, kawałach i docinkach, wypijmy jeszcze kilkadziesiąt ślepych bruderszaftów, by następnego dnia po południu, umyci i ogoleni, ze zmiażdżoną głową, po czterech kawach stawić czoło dojrzałości.
Popatrzyłem na niego tak, jakbym go w ogóle nie rozumiał.
A on się zaśmiał, bo przecież takie spojrzenia są zarezerwowane wyłącznie dla niego.
Nie ma czasu, aby wódka zmroziła się dostatecznie, aby posegregować jeszcze wszystkie wspomnienia, które zostaną dziś wyrzucone, kurwa, to alkoholocaust, Ostatnia Taka Najebka.
[...] mówię sobie - kurwa, to właśnie tutaj mam być.
Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz, chodź, pocałuję cię w trzecie oko, chodź, pocałuję cię w czoło, w głowę, w stopę, w pępek, w kolano, w knykieć, w sutki, w pępek, w duszę, chodź, pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. W samo serce.
Bo to takie cudowne dla kobiety, kiedy wie, że ktoś żył jakimś filmem, który kręcił z nią sobie w głowie.
Kochanie, urodziliśmy się po to, żeby tu stać.
Kochanie, to coś większego niż życie.
Polub cytaty z tej książki:
Muszę to przeczytać...
OdpowiedzUsuńŚwietne !
OdpowiedzUsuńta strona uzależnia
OdpowiedzUsuńta książka uzależnia
czuję się odurzona
Na pewno przeczytam..jestem niesamowicie ciekawa tej książki,to coś zupełnie innego,pisanego słowami o których nie można zapomnieć.:)
OdpowiedzUsuńŻulczyk jest po prostu genialny ;D czytając te cytaty tak narkęciłam sie na tę książkę, że muszę ją przeczytać ;D
OdpowiedzUsuńzdecydowanie książka warta polecenia!
OdpowiedzUsuńPolecm Audiobook w interpretacji Sokoła
OdpowiedzUsuńmistrzostwo
też trochę wypisałam... tylko kilka nam się pokrywa...
OdpowiedzUsuńCzytalam ta ksiazke,nie podobal mi sie,bardziej zmeczylam sie przy tej ksiazce,tak naprawde historia jest banalna I do dupy ale Zulczyk ma zajebisty styl I powinien przerobic na swoj styl Potop,skusilabym sie przeczytac !
OdpowiedzUsuńO kurdę, ja pierdzielę, kurdę mać ;o Jutro idę do empiku po tą książkę. Genialne.
OdpowiedzUsuńMocą tej książki jest genialna konstelacja słów...mi osobiście sam tytuł przeszył mózg, a po przeczytaniu mogę powiedzieć , że oczarowała mnie swoim pomieszaniem sacrum i profanum w sferze uczuć. Polecam.
OdpowiedzUsuńchce być zbyt życiowy i nie zawsze mu wychodzi. jaranie się współczesnymi "pisarzami" świadczy samo o sobie. niektóre cytaty z tej książki są naprawdę dobre, a niektóre obijają się o dno. ale to tylko moja ocena.
OdpowiedzUsuńŻulczyk ukazuje prawdę swoimi słowami i to mnie w jego twórczości urzekło. Nie boi się pisać wprost o tym, co myśli.
OdpowiedzUsuńZakochałam się w jego stylu pisania, jak dla mnie jest przyszłością polskiej sceny pisarskiej. Mimo tego, że dla wielu pewnie jego książki są po prostu wytworem gówniarskim.
Dla mnie Żulczyk był, jest i będzie mistrzem.
To jest świetne.. zapraszam do mnie :D
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu cytatów idę kupić tą książkę. Autor pisze dokładnie to, co ja mam w głowie.
OdpowiedzUsuń