Popełniasz błąd, nie doceniając mnie.
Twoja przyszłość ogranicza się do powielania twojej teraźniejszości.
Możemy wszystko zrobić, wszystko mieć, ponieważ możemy wszystko kupić.
Jeździmy po ulicach Paryża 200 km/godz., mieszamy alkohol z trawką, trawkę z koką, kokę z extasy; faceci dymają kurwy bez gumek, a następnie szczytują w koleżankach swoich siostrzyczek, które puszczają się na wszystkie możliwe sposoby od rana do wieczora.
Dalibyście wszystko, żeby być na naszym miejscu.
Stoję pośrodku pokoju w samych stringach, z papierosem w gębie i niemal ryczę z bezsilności.
Tutaj promienie słońca nigdy nie gasną.
B. ma oczy mieniące się gwiazdami i anielski uśmiech, za którym ukrywa swoje niecne zamiary.
Ach tak, po raz pierwszy i ostatni w życiu dałam się nabrać na ten chwyt stary jak świat, a teraz noszę w sobie ten odwieczny ból Zdradzonej Cnoty, którego my, kobiety, doświadczamy od wieków przez tych łapczywych potworów, którzy nie uznają związków z przyszłością.
[…] natychmiast moja pogarda wzięła górę nad rozczarowaniem.
[…] jestem przeciwna SMS-om, które wysyła się o czwartej nad ranem.
Lokal jest przepełniony i mam wrażenie, że wszyscy noszą maski z dwiema dziurami na oczy, tylko B. ma odsłoniętą twarz.
[…] wiem, że wszystkie dziewczyny czuły się okropnie, budząc się tego ranka, i że czekają na telefon, którego nigdy nie będzie.
A potem nastrój nieco mi się polepsza, bo zdaję sobie sprawę, że jeśliby zapytać tych ludzi, czego tu szukają, połowa z nich natychmiast zalałaby się łzami.
Nawet nie wiem, dlaczego przychodzę tutaj cierpieć.
Ten publiczny burdel rozbija miłość na kawałki.
Tutaj jest się niczym dla innych.
Jestem dla niego niczym.
Cały ten czas, wszystkie te twarze, krzyki rozkoszy, bezduszne uściski o świcie, kiedy noc już odeszła, a dzień jeszcze nie nastał, twój orgazm kończy się, a twoje oczy się otwierają, twój pokój to tylko burdel, Baudelaire nie żyje, a w twoich ramionach jest kurwa…
[…] to naprawdę nasza poroniona historia, zapomniane uśmiechy, nie wypowiedziane uczucia, poczucie żalu, że wszystko już skończone i że nic już nie można zrobić.
Za każdym razem, kiedy tamtędy przejeżdżam, wydaje mi się, że spostrzegam nasze dwie obejmujące się postacie, ale na tej ławce nigdy nikogo nie ma.
I wszystkie te noce u twego boku, twoje łóżko, do którego byłam tak przyzwyczajona, że mogłam w nim śnić tak jak w swoim własnym.
Wolałeś swoje życie kretyna, szczęście by nas znudziło. Zdechniemy osobno, samotnie.
Teraz wszyscy opowiadają o twoich historiach, w których nie gram już głównej roli, o twoich niepowodzeniach, podbojach i kiedy mówię o nas w czasie przeszłym, śmieją mi się w twarz…
Ponieważ mówię „my”.
Mają rację.
Myślę o tej skończonej historii, która się nawet nie zaczęła […].
Dzisiaj jestem niezdolna do odgrywania jakiejkolwiek roli na oświetlonej scenie mojego świata.
Mam przyspieszony oddech i wrażenie, jakbym dostała pięścią między oczy.
[…] to nie jest moment na miłość od pierwszego wejrzenia.
Najpierw nie czułam nic, jedynie odrażającą satysfakcję z obserwowania, jak realizuje się to moje przeświadczenie, że jestem stworzona, żeby cierpieć.
Przedwcześnie pozbawiona złudzeń rzygam na sztywność uczuć.
Miłość to wszystko, co zdołaliśmy znaleźć, żeby pokonać depresję pokopulacyjną, żeby usprawiedliwić nierząd, wzmocnić orgazm.
Zbyt doświadczona, a zbyt młoda i samotna.
Szukamy miłości, wydaje nam się, że ją znaleźliśmy, a później znów spadamy w dół. I to z wysoka. Lepiej czasem spaść, niż nigdy się nie unieść?
Nie będę ci zdawać relacji z czułych głupot, które się opowiada przez całe noce, ani tego, w jaki sposób przekładał kosmyk moich włosów za ucho, ani słodyczy jego policzka przy moim, ani jego spojrzenia zatopionego w moim…
Widzisz, szybko popadam w banały.
Spaceruję ulicami Paryża jak szczęśliwa osoba autystyczna.
[…] niczego więcej już nie chcę… niczego się nie obawiam… doskonałe nasycenie ciała ciałem… serca sercem… ukołysane ekstatyczną muzyką miłosnych słów przeznaczonych dla mnie…
Żyć miłością, wodą mineralną Evian i malboro light’ami.
I wierzyć, że to wystarczy.
To nie wystarczyło.
Włosy mi się skręcają, oczy niezdrowo błyszczą, policzki płoną, ręce się trzęsą, a w nieświadomej głowie rodzą się same okrutne myśli.
Upadlam się dla przyjemności i ciągnę go ze sobą na dno.
Jestem pijana szampanem i rozpustą.
[…] żałosny spektakl mojego upadku.
Gramy komedię życia, ale jesteśmy bardziej martwi niż żywi.
Każdego dnia uczestniczę w upadaniu człowieka, którego kocham.
Myślę, że doszliśmy do momentu, kiedy zaczęliśmy się nienawidzić.
Kochaj tę dziewczynę, kretynie, kochaj ją, bo być może ona nauczy cię kochać życie.
„Ile masz lat? – Sześćdziesiąt dwa. – Powiedz mi, czym jeździsz, a powiem ci, kim jesteś. – Bentley. – Jesteś mężczyzną mojego życia”.
Jutro nie będzie takie jak wczoraj, jak dziś, jak wszystkie zepsute dni mojego marnego życia.
Zostałam, przykuta w miejscu, z kieliszkiem szampana drżącym w dłoni, i pozwoliłam odejść marzeniu, wmawiając sobie, że tak jest lepiej.
Wrażenie popełnienia czegoś nienaprawialnego.
Zabijają mnie odważne kłamstwa, wygłaszane w tym łóżku, które widziało narodziny naszego zgubionego szczęścia.
Gdzie jesteś, mój ukochany? Czy śpisz jak dziecko w swoim dużym, białym łożu? Czy są tam jakieś ramiona, które tak jak mnie, obejmują cię, i z których nie możesz się uwolnić? Jakieś usta, które poszukują twoich, jakiś oddech, w którym usiłujesz odnaleźć mój? Zamykasz oczy i myślisz o mnie. Twoja twarz obok mojej, twoje rzęsy muskające moje czoło. Odtwarzam po omacku twoje rysy, pieszcząc je delikatnie. Twój nos. Twoje oczy. Twoje usta. Twoje usta… Nasze wargi, łączące się w niewypowiedzianym pocałunku. Coraz szybciej, coraz mocniej. Bierzesz mnie i unosisz ze sobą. Mam zamknięte oczy, ale to mi nie przeszkadza odrywać guziki twojej koszuli, łamiąc sobie na nich paznokcie. Jest jak zawsze… Odchylam głowę do tyłu i śmieję się, śmieję się z radości, ze szczęścia bycia z tobą, przy tobie. Nasze splecione nogi, twoje wargi palące moją szyję. Jedna ręka w twoich włosach, druga dobiera się do twojego paska i wyrzuca go, z całą resztą, w odległy kąt. Spieszę się i ty też. Nienazwane wygibasy, żeby pozbyć się moich dżinsów, nie przestając cię całować. Mam wrażenie, że jeśli cię stracę na chwilę, stracę się na zawsze. „Kocham cię”, krzyczą moje mięśnie, naprężone wysiłkiem, byś osiągnął najwyższą rozkosz. Posiadam cię całkowicie i jestem twoja, i jestem szczęśliwa.
A jednak świeciła we mnie drwiąca iskierka nieokreślonej nadziei, która momentami sprawiała, że zapominałam o gorzkim smaku zgniłego szpiku świata. Mała, słaba iskierka, jedyna bariera między mną a autodestrukcją.
Jestem alegorią mojej własnej depresji. Inkarnacją obojętności i rozpaczy.
Teraz, kiedy już go nie ma, wiem, po co istniałam.
Istniałam dla niego.
Alkohol leje się strumieniami, przewracamy szklanki, butelki, uderzamy w stoły, skaczemy, tańczymy, szeroko się do siebie uśmiechamy, i rozdajemy sobie pełno całusów, bo się kochamy, jednak gdyby muzyka grała ciszej, nie mielibyśmy sobie zbyt dużo do powiedzenia.
Czuję się żałosna, kiedy zdaję sobie sprawę z tego, że obserwuję wejście, spodziewając się, że zobaczę, jak nagle wchodzi. Wiem, że on nie przyjdzie, ale nie mogę się powstrzymać od czekania. I nienawidzę każdej osoby w tej gównianej dyskotece, za to, że nim nie jest.
Muszę się zbrukać, zadać sobie ból, zranić się w nieodwracalny sposób. Chcę zrobić wszystko, żebym już nie mogła patrzeć na siebie w lustrze.
Słuchaj, malutki, nie będę ci tłumaczyć życia.
Wielka kłótnia, godzenie się we łzach i decyzja, by już nigdy więcej się nie rozstawać.
Ludzkość cierpi. A ja cierpię razem z nią.
Polub cytaty z tej książki:
Gdzie mogę dostać tą książkę? Bo szukałam już chyba wszędzie...
OdpowiedzUsuńhttp://www.gandalf.com.pl/b/hell-a/ tu jest za mniej niż 100zł ;)
UsuńZ tą książką jest taki problem, że był chyba tylko jeden nakład i nie ma jej już w księgarniach.
OdpowiedzUsuńProponuję rozpytać znajomych, poszukać w antykwariatach, w bibliotekach. Na allegro też jest co jakiś czas, ale zazwyczaj za około 100zł...
A jeśli nie, to pozostaje wyłącznie e-book, niestety.
Dzięki bardzo :)
OdpowiedzUsuńdziewczyna wrzuciła skan na picasse.
OdpowiedzUsuńwrzuc linka
OdpowiedzUsuńNa allegro jest. książka genialna. znam na pamieć. Co do filmu... niestety słabizna. Nie polecam.
OdpowiedzUsuńKocham tą książkę. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Ja osobiście uwielbiam te dwa fragmenty:
OdpowiedzUsuń"Myślę, że doszliśmy do momentu, kiedy zaczęliśmy się nienawidzić. Nie mieć już życia. Rutyna, nieznośna rutyna, pewność, że obudzimy się każdego dnia obok siebie. Błąkać się razem i nudzić się... Starać się oszukać nudę, ogłupiając się prochami, wysilać się żeby było między nami coś, co nie byłoby naszą "miłością". Chwytać się tego, żeby uciekać od tej siebie, nienawidzić się za to, że się ciągle jest razem, bojąc się jednocześnie, że ta druga osoba odejdzie...Odejść wcześniej. To już koniec."
"Żyjemy... jak kretyni, jemy, śpimy, pieprzymy się, imprezujemy. Ciągle i ciągle... Każdy dzień jest nieświadomym powtórzeniem poprzedniego: jemy coś innego, śpimy lepiej lub gorzej, pieprzymy się z kimś innym, wychodzimy gdzieś indziej. A jednak wszystko jest podobne do siebie, bez celu, bez znaczenia. Robimy dalej to samo, wyznaczamy sobie jakieś sztuczne cele. Władza. Kasa. Dzieciaki. Wypruwamy sobie żyły, żeby to osiągnąć. Albo nigdy tego nie osiągamy i jesteśmy sfrustrowani na wieki, albo się nam udaje, a wtedy zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę mamy to gdzieś. A później zdychamy. I koło się zamyka. Kiedy zdajemy sobie z tego sprawę, mamy tylko ochotę natychmiast zamknąć to koło, żeby nie walczyć na próżno, żeby pokonać fatum, żeby wyjść z pułapki. Ale boimy się. Nieznanego. Najgorszego. Poza tym, czy tego chcemy czy nie, zawsze na coś czekamy. Gdyby nie to, odpuścilibyśmy sobie, połknęlibyśmy całe opakowanie leków, przycisnęlibyśmy ostrze żyletki, aż tryśnie krew... Próbujemy się rozerwać, szukamy miłości, wydaje nam się, że ją znaleźliśmy, a później znów spadamy w dół.I to z wysoka. Usiłujemy igrać z życiem, żeby się przekonać, że je kontrolujemy.Jesteśmy złotą młodzieżą. I nie mamy prawa, żeby się na to skarżyć, bo wydaje się, że posiadamy wszystko, by być szczęśliwymi. I zdychamy powoli, napchani kokainą i antydeprechami, z uśmiechem na ustach, w zbyt dużych mieszkaniach, wpatrzeni w kryształowe żyrandole zamiast w niebo."
Znacie może książki w podobnym stylu ?
OdpowiedzUsuń